Warszawa, 6 czerwca 2010 roku.

Wypełnia się…

 

    Oto Błogosławiony!

Szóstego czerwca tego roku, w dniu Święta Dziękczynienia, na największym warszawskim placu zebrała się chyba cała Polska. Uderzono w dzwony, rozległy się śpiewy. Przyszedł do nas tam zgromadzonych, sam Jezus Chrystus. Wszystko to z powodu skromnego, ale niepokornego wobec realiów tego świata, kolejnego „Bożego uparciucha”. Pochodził z małej, nikomu w wielkim świecie nieznanej wioski - dziwnym trafem, usytuowanej w samym centrum Europy. Niektórzy mówili, że to niemożliwe - niedoczekanie! Niepodobna, żeby ktoś tak „zwyczajny” mógł być aż tak wyróżniony, a jednak… Oto dziś już Błogosławiony, zmierza teraz do kanonu Kościoła powszechnego. Można powiedzieć - zaczyna działać w wielkim formacie!

Pyta nas teraz, czy rozumiemy czego już dokonał i czy wiemy, co jeszcze może dla nas zrobić?

Ten dzień to dobry czas na podjęcie choćby ogólnej refleksji, związanej z błogosławionym Męczennikiem. Jestem jednym ze świadków księdza Jerzego - jednym z tych którzy składali świadectwo w Jego procesie beatyfikacyjnym. Niech mi będzie wolno podzielić się swoimi, niekoniecznie radosnymi przemyśleniami związanymi z Jego ofiarą, przesłaniem i testamentem. Śmierć księdza, niektóre szczegóły Jego życia i posługi, po dziś dzień są otoczone nimbem tajemnicy, proponuję więc rozważania wokół kilku takich skrywanych jeszcze zagadnień.

Przesłanie księdza Jerzego - jak je rozumieć? Ponieważ jest ono prezentowane dość selektywnie i raczej ogólnikowo, zacznę od zacytowania ujawnionego jakiś czas temu fragmentu Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej, która też ciągle jeszcze pozostaje tajemniczym przesłaniem. Dowiadujemy się oto, że:

Świat „spokojnie” zanurzył się w grzechu. Chce żyć radośnie, „w wolności”, bez Boga, bez wiary czy miłości. Nowi prorocy ogłosili jako dobrą nowinę śmierć Boga, śmierć Ojca; ale też wolność dla żądz i ludzkich skłonności do przemocy. Świat sam się niszczy. Przygotowuje własną destrukcję przez odrzucenie tego, co zasadnicze: Boga i Jego miłości. (...) Sekrety ogłaszają (...) Nadciągającą destrukcję, która nie jest karą z zewnątrz, ale sprawiedliwością pochodzącą z wewnątrz, konsekwencją podejmowanych wyborów. Mówią o samozniszczeniu świata, który zawierzył się złu przez wynaturzenie i szaleństwo".                          

Z niejasnych do końca powodów, ten fragment tajemnicy skrywany był przez wiele dziesięcioleci od czasu, kiedy stał się on znany papieżom. Mógł być ujawniony już w 1960 roku, a jednak leżał nadal w sejfie. Św. Łucja przekazuje w nim opis fatalnej kondycji współczesnego nam świata. Wyraźnie nawiązuje do agresywnie lansowanej ostatnio idei, życia w radosnej „wolności”, bez Boga. Ojciec św. Benedykt XVI w swoim wystąpieniu w Fatimie przypomniał nam słowa tajemnicy, o nadciągającym zagrożeniu. Ostrzegał, że „nie nadchodzi ono z zewnątrz Kościoła, ale przyjdzie z Jego wnętrza”!      

Czyżby już przyszło? - Jak to rozumieć? Ci z nas, którzy interesują się życiem Kościoła, potrafią zapewne dostrzec te znamienne, dziejące się aktualnie wewnątrz naszej wspólnoty procesy. Charakteryzują się one irracjonalnym dążeniem do ugody i akceptacji wszelkich aberracji współczesnego świata. Trzeba oczywiście odróżniać Kościół, który jest mistycznym ciałem Chrystusa - doskonałością, której bramy piekielne nie przemogą, od ludu Bożego wraz z decyzyjnymi ośrodkami pasterskimi. Czy jednak myśląc o tych ośrodkach decyzyjnych, nie powinniśmy w kontekście Tajemnicy Fatimskiej, czuć się zatroskani o los naszych dusz? Chyba tak… Pamiętamy jednak, że kiedy pojawiają się podobne zagrożenia, Bóg zawsze zsyła ratunek. Wiemy, że w sytuacji zagrożenia, którego symptomy widać dziś coraz wyraźniej, Pan powołuje świadków prawdy, posłańców, którzy wskazują nam właściwe drogi prowadzące do Jego domu. Tak było po wielokroć w przeszłości i tak jest obecnie.

 

Takim wsparciem i drogowskazem byli niegdyś i pozostają nadal: św. Franciszek, św.Maksymilian Kolbe, św. o. Pio oraz wielu innych świętych Bożych. Jestem przekonany, że teraz dołączył do nich jeszcze bł. Jerzy, który z pewnością otrzymał od Boga konkretną i bardzo istotną misję. Jest ona napisana Jego pobożnym życiem i przypieczętowana strasznym męczeńskim aktem. Płynące z tej misji przesłanie ma taką wagę, że nie wolno nam bagatelizować nawet najdrobniejszych zdarzeń związanych z tym świętym.

Nie jest przypadkiem, że Jego beatyfikacja, pomimo ogromnych trudności organizacyjnych i licznych jej przeciwników (niestety wiemy, że tacy byli i w naszym, lokalnym Kościele...) dokonuje się jeszcze w Roku Kapłańskim. Spójrzmy więc na to wydarzenie w kontekście znanych doświadczeń św. Jana Wianney’a, czy ojca Pio. Różnie przedstawia się się historię tych świętych, ale to jak byli oni traktowani w Kościele, ma bez wątpienia wspólny mianownik z losami księdza Jerzego - jaki? Na to pytanie możemy sobie odpowiedzieć, kontemplując historię doczesnych losów tych świętych w zestawieniu z mało jeszcze znanymi wątkami biografii bł. Ks. Jerzego. Mało znanymi, nie znaczy, niedostępnymi… Na potrzeby takiej refleksji, wspomnę dziś o kilku jeszcze sprawach, które choć mogą wydawać się błahe, moim zdaniem są ważne dla zrozumienia istoty wspomnianego przesłania. Być może, radosny dzień beatyfikacji, nie jest najlepszym czasem na podobne rozważania. Uważam jednak, że świadkowie bł. Jerzego, jeśli chcą być wierni Jego wezwaniu do życia w prawdziwej wolności, powinni dawać świadectwo w każdych okolicznościach. Słowo Boże przypomina jeszcze, że musimy stawać w prawdzie w porę i nie w porę, nawet jeśli narazi nas to na krytykę wspomnianych decydenckich ośrodków.

Radość tego dnia psują mi obserwowane, jeszcze na długo przed uroczystościami, próby prezentowania sylwetki tego świętego tak, by pasowała ona do aktualnych świeckich wymogów. Pomijam fakt wyboru niezbyt chyba udanego portretu beatyfikacyjnego, ale poprzedzenie uroczystości beatyfikacji projekcją fabularyzowanego, (niestety, niezbyt rzetelnego) dokumentu o życiu i dziele męczennika - musi budzić niepokój. Oczywiście nie będę teraz recenzował tego, mającego wszelkie cechy komercji, zamówionego pod konkretne tezy i nacechowanego specyficzną ideologią wytworu. Odniosę się tylko, w kontekście przywołanego fragmentu tajemnicy fatimskiej do tytułu tego filmu. Nawiązuje on bowiem do wolności, jednej z tych wartości za które bł. ks. Jerzy złożył najwyższą ofiarę. Mam wrażenie, że zakodowana jest w nim jakaś zamierzona manipulacja, która ma znamiona takiego zagrożenia, o którym jest mowa we wspomnianej tajemnicy.

Tytuł filmu „… - wolność jest w nas” mnie kojarzy się ze sztandarowym, masońskim  zawołaniem libertynów „róbta co chceta”. Użyta w w nim fraza w sposób oczywisty sugeruje, że możemy robić co chcemy, a i tak będziemy wolni, bo wolność jest w nas. Przychodzi na myśl, że skoro tak, to z pojęcia wolności nie ma co robić publicznego problemu. Tym czasem wolność o której mówił ksiądz Jerzy, zobowiązuje nas do bardzo konkretnej, opisanej przez Niego i udowodnionej całym życiem postawy. Jest ona sztandarowym hasłem Jego przesłania! Owszem, jesteśmy wolni, ale głównie co do wyboru pomiędzy tym co od Boga pochodzi, a tym co złe. Ksiądz Jerzy mówił o tym w swoich kazaniach, przypominając, że tylko stojąc po stronie dobra możemy być wolni, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia. Prawdziwie wolni, a nie tylko wewnętrznie! Dodawał jeszcze, że taką wolność daje tylko życie oparte na zawierzeniu Bogu. Przypominał też, że musimy kierować się rozeznaniem opartym na dobrze ukształtowanym sumieniu. Zawsze więc będzie potrzebna prośba i łaska i nic nie jest tu automatyczne, bo jest w nas.

Środowiska nieprzychylne chrześcijaństwu, często i chętnie posługują się takimi, tylko z pozoru niewiele znaczącymi zabiegami, jak manipulacja z gruntu oczywistymi pojęciami. Często w takim „wolnościowym”, niejako prywatnym kontekście przedstawia się też inne,  oczywiste przecież dla katolika prawdy, jak choćby ta o królestwie Bożym którego cząstka rzeczywiście już jest w nas. Manipulacja tymi pojęciami może w wielu z nas zasiać niepewność i sprawić, że zaczniemy w końcu powątpiewać w logikę Modlitwy Pańskiej (przyjdź królestwo Twoje) i naszego Credo. Celem tych zawoalowanych zabiegów jest wywołanie ogólnego przeświadczenia, że nasza wiara, całe wręcz przesłanie Jezusa Chrystusa, jest tylko naszą wewnętrzną - niejako prywatną sprawą. W rezultacie można uwierzyć, że wszystko co mamy nie od Boga, ale od nas samych zależy - bo przecież jest w nas.

Wiemy - mówił o tym i ksiądz Jerzy, że Królestwo Boże powinniśmy budować zmieniając najpierw siebie samego, tak aby w wyniku tej przemiany świat stawał się lepszy - gotowy na przyjście Królestwa. Nie zaistnieje Królestwo i nie staniemy się wolni tylko dlatego, że wszystko jest w nas!  Kościół naucza, że Królestwo Boże jest pośród nas, co oznacza tyle, że Jezus jest już z nami i chce pomagać nam w tej Bożej budowie. Warto zauważyć, że każdy, kto taką pomoc odrzuca, wybiera życie w cieniu zła i wcześniej czy później popadnie w niewolę.

Nie bagatelizujmy więc takich, pozornie tylko błahych zabiegów, jak kuglowanie ugruntowanymi pojęciami. Musimy zachować czujność również wtedy, gdy, tak jak we wspomnianym filmie, pod pozorem propagowania kultu, dochodzi do prób manipulacji faktami z życia księdza Jerzego. Nie chcę tu rozwijać tych wątków, piszę o tym przy innych okazjach. Zwracam tylko uwagę, że takie rzeczy miały miejsce przy tworzeniu scenariusza tego filmu o polskim męczenniku za wiarę.

Nie twierdzę, że taki film, nawet z tym, nacechowanym masońskim podtekstem tytułem, nie powinien w ogóle powstać. Nie było, jak do tej pory solidnego, oddającego realia tamtych czasów, zrealizowanego w oparciu o rzetelne świadectwa dokumentu. Dobrze więc, że jest cokolwiek, co przybliża postać tego męczennika kolejnym pokoleniom. Jednak nie możemy się godzić na przedstawienie księdza Jerzego, jako rozhisteryzowanego młodzieńca, biegającego po ulicach, pomiędzy skrwawionymi ofiarami solidarnościowych rozruchów. Przyznaję, film ten został zrealizowany z zachowaniem reguł profesjonalizmu i ma dobrze dobraną obsadę. Nie można więc mieć pretensji do realizatorów. Trzeba jednak wiedzieć, że scenariusz tego „dzieła” jest wytworem tego samego środowiska, które wyprodukowało skandalizujący film pt. „Zabić księdza”. Być może jest on dobrą okazją do zaprezentowania autorskiej wersji prymasowskiej połajanki, boleśnie niestety zniekształca sylwetkę księdza Jerzego oraz karykaturalizuje obraz Jego otoczenia. Nie wolno jednak godzić się na najmniejsze nawet manipulacje prawdą, ta jest bowiem wartością najwyższą i trzeba jej bronić, nawet za cenę zaszczuwania przez „swoich”.

Żebyśmy umieli to robić, powinniśmy zacząć od wnikliwych studiów wydarzeń związanych z czasami i osobą bł. Jerzego. Najlepiej gdyby to były bezpośrednie, rzetelnie spisane świadectwa. Chcę jeszcze wierzyć, że ktoś w końcu zredaguje prawdziwą, nieretuszowaną biografię błogosławionego Jerzego opartą o bezsporną faktografię. Będzie ona taką, jeśli znajdziemy w niej szczegółowy opis rugi żoliborskiej z kościoła pod wezwaniem Dzieciątka Jezus oraz niezwykłe okoliczności powrotu księdza na Żoliborz - tym razem do św. St. Kostki. Będzie taką, jeśli przeczytamy w niej o rzeczywistych okolicznościach decyzji wyjazdu do Rzymu, czy historii doświadczeń ks. Jerzego z tzw. Komitetem Prymasowskim z ulicy Piwnej. A może ktoś już o tym czytał w oficjalnych opracowaniach?

Warto, a nawet koniecznie trzeba poznać autoryzowane kazania księdza i inne Jego rękopisy, jak choćby i te, które przez wiele lat na Jego polecenie przechowywałem w  zakonspirowanych miejscach. W swoim czasie, na wezwanie Postulacji Procesu Beatyfikacyjnego przekazałem ten zbiór dostojnikowi Kurii warszawskiej, zastrzegając prawo do ich bezpłatnej publikacji w przyszłości. Teraz powinny być one szeroko popularyzowane. Niestety, wbrew ustaleniom, do dziś zbiór ten nie jest opublikowany w całości. Czasem pojawiają się jakieś jego fragmenty wplecione w teksty wykwintnie oprawionych i co za tym idzie, drogich książek. Trzeba jednak i te przeczytać - jest to bowiem najbardziej wartościowy, bo bezpośredni przekaz ułatwiający odczytanie przesłania ks. Jerzego. Stanowczo odradzam natomiast lektury, „licencjonowanych” filozofów i historyków, którzy czerpiąc z „jedynie poprawnych” źródeł, prześcigają się w tworzeniu opasłych, poświęconych błogosławionemu Jerzemu „dzieł”. Mam wrażenie, że efektem lektury tych publikacji, być może nie zamierzonym, jest zniechęcenie do głębszego poznania. Takie, być może nie do końca uświadomione zafałszowanie postaci i dziejów, jest swoistym zamazywaniem przesłania tego męczennika. Powielane w tysiącach egzemplarzy, te same, często niepotrzebnie polukrowane i przeinaczane fakty z Jego życia mają sprawić, że przestaniemy w końcu dostrzegać prawdziwe znaczenie i wymowę Jego męczeńskiej ofiary. W rezultacie, przestaniemy się tym interesować. Marginalizowanie dokonań, swoista banalizacja spraw którym ks. Jerzy poświęcał tak wiele swojego cennego czasu, musi budzić niepokój!

Dziś można mieć pewność, że błogosławiony Jerzy nie zginął tylko z powodu tego, o czym mówił. Wiemy, że głosił Słowo Boże, naukę naszego Mistrza oraz cytował wypowiedzi prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II. Twierdzę jednak, że zabito Go głównie z powodu tego co robił! Chodzi o inicjowanie groźnych dla systemu dzieł. Znajdziemy taką analogię w Ewangelii. Decyzja o zgładzeniu Jezusa, zapadła w Sanhedrynie dopiero po tym jak dokonał On spektakularnego cudu wskrzeszenia Łazarza. Dopiero wtedy zorientowano się, że zbyt wielu ludzi zrozumie istotę misji naszego Pana. Dziś też z jakiegoś powodu, skojarzenia z dziełami księdza są skrzętnie eliminowane z publicznej świadomości. Najwyraźniej ktoś, kto w latach  osiemdziesiątych XX wieku pokazywał, że można być wolnym nawet w warunkach opresji, był i pozostaje nadal niezwykle groźny dla ideologów obłąkańczych ideologii. Nadrzędnym celem błogosławionego Jerzego, była integracja wszystkich dzieci Bożych w wolnej wspólnocie Kościoła. Dzisiejsi piewcy libertynizmu dobrze wiedzą, że dla realizacji ich zbrodniczych celów należy społeczeństwo atomizować, a nie integrować!

Ksiądz Jerzy realizując konsekwentnie swoją misję uczył i dowodził, że można z powodzeniem organizować się wokół  spraw ważnych dla życia wspólnotowego. Wiedział, że tylko takie postępowanie będzie gwarantem przetrwania i tym jest samym szansą na zdrowe, wolne od patologicznych ideologii społeczeństwo. Człowiek jako osoba, jako Boże dziecko, jest powołany do solidarności z innymi. Wiemy też z Ewangelii, że jest wezwany do noszenia nie tylko swojego krzyża. Takie nauczanie księdza Jerzego, tak wówczas jak i dziś, jest dla siewców zła nie do zaakceptowania.

Solidarność dzisiaj kojarzona jest bardziej ze sprawami zawodowymi różnych grup pracowniczych, niż z tą solidarnością serc i umysłów, o której mówił i do której nawoływał ksiądz Jerzy. Oczywiście, tak wtedy jak i dziś, nie umniejsza to znaczenia i potrzeby istnienia związków zawodowych. Solidarność, ta zrodzona w stoczniach i fabrykach może być dumna z tego, że kolejne jej pokolenia nazywają tego męczennika swoim kapelanem - pomimo, że nigdy formalnie nim nie był. Nie ulega wątpliwości, że ksiądz zawsze chętniej utożsamiał się z tą grupą zawodową, niż z „wielkimi” uczonymi i działaczami, którzy bezceremonialnie epatują nas dziś opowieściami o łączącej ich z księdzem zażyłej przyjaźni.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że zachowały się w archiwach IPN relacje agentów „bezpieki” dokładnie, słowo w słowo cytujących księdza, który po spotkaniu z „pożal się Boże” elitą ówczesnej opozycji powiedział: „ja koło tych panów chodzić nie potrafię”. Można oczywiście kwestionować wiarygodność agenturalnych raportów. Jednak, choć niejednokrotnie byłem świadkiem podobnych scen, to sam nigdy bym się chyba nie odważył na tak szczery przekaz.  Wspominam o tym byśmy byli świadomi, że choćby w świetle takich donosów, nie powinniśmy tak jednoznacznie, jak to czasem ma miejsce, utożsamiać księdza z którąkolwiek ówczesną, czy dzisiejszą grupą polityczną.

Zapewniam - ksiądz we wszystkim co robił, kierował się wyłącznie Ewangeliczną troską o człowieka, a nie takim czy innym interesem politycznym! Był otwarty na wszystkich ludzi - zawsze gotów pomagać, przede wszystkim w odnalezieniu drogi do Boga. Wielu takim poszukującym pomógł. Pisał później w swoich zapiskach „Boże jakże się cieszę, że zechciałeś posłużyć się mną - niegodnym narzędziem”.

Wracając do dzieł księdza Jerzego - Jego dokonań, których prezentacja warta jest osobnego i skrupulatnego opracowania, przypomnę tu kilka tych, które sprowadziły na niego gniew prześladowców. Czymś takim, co musiało bardzo zdenerwować władze PRL były z pewnością: organizacja pielgrzymek robotników na Jasną Górę, czy utworzenie przy kościele św. St. Kostki uniwersytetu dla przyszłych organizatorów życia społecznego. Ksiądz Jerzy wiedział, że ustrój w swojej dotychczasowej postaci musi upaść i pragnął przygotować nas do przejęcia odpowiedzialności za losy państwa. Przestrzegał jednak, żebyśmy się nie łudzili, że komuniści wyjadą gdzieś na Kubę. Twierdził, że oni się tylko przeorganizują, zmienią metody działania i będą kontynuować swoją, z gruntu antykościelną i co za tym idzie antyrodzinną działalność. Przekonywał, że musimy być świadomi tych procesów, bo w przeciwnym razie ci sami ludzie wprowadzą nas w kolejną - jeszcze groźniejszą niewolę. Być może to świadomość tych zagrożeń sprawiła, że przejawiał w tym czasie niezwykłą, krańcowo wyczerpującą Go aktywność. Odbywał dużą ilość spotkań z ludźmi i podejmował szereg inicjatyw przygotowujących nas na nadchodzącą przyszłość. Mało kto wie, że wspólnie z ks. Jancarzem i ks. Jankowskim, planował otworzenie pierwszej w Polsce katolickiej telewizji.

Pomimo rozlicznych kontaktów z ówczesnymi autorytetami, pozostawał jednak bardzo skromnym człowiekiem. Nieprawdą jest, jakoby lubił otaczać się luksusowymi gadżetami. Owszem jego sympatycy z tzw. zachodu, obdarowywali Go sowicie jakimiś tego typu drobiazgami, ale nie przywiązywał On do tych rzeczy nadmiernej wagi. Owszem, doceniał ich przydatność w swojej posłudze, ale to wszystko. Nie miał też wbrew temu co się powszechnie sądzi, ani swojego kierowcy, ani żadnej osobistej ochrony. Wszyscy my, którzy  wspieraliśmy Go w posłudze, byliśmy bez wyjątku wolontariuszami - powiedziałbym, ochotnikami działającymi we wspólnej sprawie. Oczywiście różnie mogliśmy pojmować wówczas tę wspólnotę. Wszyscy jednak mieliśmy przekonanie, że działy się wtedy na Żoliborzu wielkie rzeczy, a ksiądz Jerzy był tych wydarzeń bezpośrednim - bardzo ważnym, jak się dziś okazuje najważniejszym uczestnikiem.

Naprawdę wypada żałować, że pomimo upływu lat nie doczekaliśmy się rzetelnej historiografii tamtych czasów. Nie ma też niestety żadnej jednolitej, teologicznie opracowanej definicji, czy bodaj jakiegoś oficjalnego zarysu przesłania księdza Jerzego. Ci spośród nas, którzy jesteśmy związani z tym największym świętym Jego (mojego) pokolenia, musimy do dziś po omacku docierać do wiarygodnych źródeł. Tymczasem wszyscy powinniśmy znać prawdziwą historię życia bł. Jerzego, bo jak już wspomniałem, tylko ona pozwoli odczytać sens Jego niezwykłej ofiary. Wierzę, że nadejdzie czas, kiedy hierarchowie Kościoła zdecydują o wszczęciu drobiazgowych prac badawczych życia tego męczennika. Jednak zanim zajmie tym odpowiednia Dykasteria, proponuję na własny użytek zacząć od modlitewnego rozważania bydgoskiego Różańca. Jest to ostatnie publiczne wystąpienie księdza, które ma rangę testamentu! Warto podjąć ten wysiłek. Żeby ułatwić to zadanie proponuję, trochę w formie prowokacji, rozwinąć je o dodatkowe refleksje. W największym skrócie przedstawię tu oparte na doświadczeniu obcowania z tym świętym, moje rozumienie kilku innych ważnych i niestety też nagminnie manipulowanych pojęć. Dotyczy to takich kwestii, jak wspomniana solidarność, męstwo, miłość - czy powtórzone za św. Pawłem wezwanie do zwalczania zła dobrem.

A zatem:

•   Powinniśmy wiedzieć, że zło można zwyciężyć jedynie poprzez zawierzenie Bogu i trwanie w komunii z Nim. Żeby to było możliwe, należy gorliwie prosić o te dary. Kiedy już otrzymamy potrzebne łaski, musimy być też gotowi by przyjąć krzyż i niczym Jan, umiłowany uczeń Jezusa Chrystusa, konsekwentnie przy nim trwać. Pamiętajmy, że tylko Bóg potrafi z każdego zła wyprowadzić dobro. Musimy jednak, niczym biblijny Hiob, bezgranicznie uwierzyć i zaufać Panu Bogu. Zło odstąpi, szatan odstąpi - wie on, że z Bogiem nie wygra! Jeśli zaś uwierzymy we własne siły, we własny rozum i oprzemy się tylko na własnym, nie zawsze przecież właściwie uformowanym sumieniu - niechybnie poniesiemy klęskę w walce ze złem.

•   Miłość - tak naprawdę jest wyłączną sferą ducha i niewiele ma wspólnego z jakimś pojawiającym się nagle i jakże często, równie nagle przemijającym afektem. Żeby spotkać miłość, tę jedyną, która jak się w końcu dowiadujemy jest Bogiem - musimy umieć usłyszeć, zrozumieć i przyjąć Jego Słowo. Nie można doświadczyć miłości i trwać w niej, bez poznania Ewangelii i płynącego z Niej dobra. Jest więc, tak rozumiana miłość dojrzałą, ogarniającą całość tego złożonego zagadnienia postawą - jest cnotą i łaską. Pamiętajmy jeszcze - wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, a nasze ciało, od chwili chrztu jest świątynią Ducha Świętego. Uświadomienie sobie tych faktów, ułatwi nam odróżnienie stanu uduchowionego pragnienia, od negatywnie kojarzonych zmysłowych odczuć.

•   Męstwo - to czym ono jest, najlepiej zdefiniował sam ksiądz Jerzy. Jego życie jest przykładem i jedną wielką nauką, jak ta ze wszech miar pożądana ludzka cecha powinna być rozumiana. Należy koniecznie, o czym nieustannie będę przypominał, poznać nieretuszowaną biografię tego Męczennika. Dostrzeżemy wtedy, jak wiele jest w Jego życiu fascynujących i pouczających przykładów męstwa. Zrozumiemy, że to właśnie w historii Jego życia, zawartych jest wiele z tajemnic przesłania, które Bóg za Jego pośrednictwem kieruje do nas. Sięgnijmy koniecznie do kazań księdza, w których wielokrotnie podkreślał On wagę i znaczenie cnoty męstwa.

****************

Do młodych, choć nie tylko młodych księży, braci i sióstr zakonnych, ośmielę się w tym szczególnym dniu powiedzieć: miejcie odwagę wstąpić na drogę tego błogosławionego i konsekwentnie nią podążajcie. Jeśli poznaliście Boga i macie z Nim dobry kontakt, nie wahajcie się naśladować tego wszystkiego co czynił ksiądz Jerzy. Nie bójcie się, że z powodu tego co robicie, możecie narazić się waszym przełożonym. Może faktycznie, niektórym z nich przeszkodzicie w karierze, spowolnicie budowę jakiegoś nowego kościoła, albo opóźnicie upiększenie klasztornej budowli - trudno. W czasach działalności i posługi księdza Jerzego, też daleko bardziej przejmowano się koniecznością budowy i rozbudowy świątyń, nawet za cenę spolegliwości wobec totalitarnej władzy - o ile jednak ważniejszym okazał się być ten Kościół Boży, który budował i wciąż buduje błogosławiony Jerzy.

Jeśli tylko potraficie prawidłowo rozpoznać wolę Boga i zachowacie potrzebną pokorę, to dla wiernego wypełnienia swojego powołania nie wahajcie się narazić choćby i całej hierarchii Kościoła. Istota posłuszeństwa dokonuje się bowiem jedynie w atmosferze wzajemnej miłości - nigdy zaś w strachu przed kimkolwiek lub czymkolwiek!

Musicie jednak być pewni - absolutnie pewni, że wszystko co czynicie, pozostaje w zgodzie z nauką Boga w Trójcy Jedynego, Ewangelią i dobrą tradycją Kościoła. Tak postępował ksiądz Jerzy i tak postępując odnalazł drogę na ołtarze Kościoła - wkrótce już wszystkie!

Do świadków błogosławionego oraz wszystkich świeckich członków Kościoła apeluję: zakładajmy grupy modlitewne, bractwa, może i zgromadzenia i módlmy się.

Nawet, jeśli zbierze się nas tylko dwoje lub troje, módlmy się za przyczyną bł. Jerzego o potrzebne nam i naszym bliźnim łaski. Pozostawajmy, czy to się będzie komuś podobało czy nie we wzajemnej, modlitewnej - duchowej, ale i fizycznej komunii. Dziedzictwo księdza Jerzego jest ogromne - potrzeba wielu robotników. Podejmujmy, każdy na miarę swoich możliwości, trud propagowania tej spuścizny. Dołóżmy starań by zgromadzić wszystkie, również te dla wielu niewygodne, czy pozornie mało znaczące świadectwa Jego posługi. Zbierajmy też wszelkie wzmianki medialne o księdzu Jerzym. Kiedyś to wszystko zostanie złożone w całość i wtedy wyłoni się pełny obraz tej pięknej postaci - znaczenie jego ofiary i czytelne przesłanie z niej płynące. Ten święty dany jest nam jako wsparcie i wzór do naśladowania, jako pewny drogowskaz w naszej pielgrzymce do domu Ojca. Czerpmy z tego skarbca i nie oglądając się na takich, czy innych decydentów, krzewmy kult księdza Jerzego najszerzej, jak to tylko jest możliwe.

Do wszystkich osób konsekrowanych, księży oraz dawnych - nie tylko kursowych kolegów i niegdysiejszych, żyjących jeszcze przełożonych księdza Jerzego, apeluję:

Stańcie wszyscy w prawdzie!

 

Dajcie wobec świata świadectwo, które pomoże wielu spośród nas odnaleźć w pełnej cierni posłudze tego błogosławionego męczennika, umocnienie na drogę.

Przestańcie też bezceremonialnie nazywać czcigodnego Sługę Bożego, od dziś błogosławionego Męczennika, swoim kolegą, by nie powiedzieć „kumplem” - czy, jak to nagminnie czynicie, przyjacielem.

 

TO JEST MĘCZENNIK!!!

 

Jeśli chcecie splendoru, to spójrzcie na jego zmasakrowane oblicze, weźcie na siebie cząstkę tego męczeństwa i … stańcie w prawdzie!

 

 

Do wszelkiej „maści” polityków i działaczy, raz jeszcze wołam: przestańcie wmontowywać księdza Jerzego w jakiekolwiek polityczne układy! Nie łudźcie się, nikomu nie uda się zepchnąć tego świętego w obszar „teologii wyzwolenia”. Istnieje dostatecznie dużo świadków i dowodów, żebyście nie mieli wątpliwości, że ksiądz Jerzy nigdy politykiem nie był - a swoją misję realizował ramach najlepiej rozumianej nauki społecznej Kościoła i w duchu Ewangelii.

 

 

Pomódlmy się dziś modlitwą Eucharystyczną Kościoła:

 

„Niech Twój Kościół będzie żywym świadectwem prawdy i wolności, sprawiedliwości i pokoju, aby wszyscy ludzie poznali nadzieję nowego świata”.

 

 

Z Panem Bogiem.

 

Adam Nowosad - świadek.

Piszcie do mnie - Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

 

P.S. (styczeń 2017 roku.)

Od napisania tego, obecnie nieco tylko zmodyfikowanego tekstu, minęło ponad sześć lat, ale kiedy do niego powróciłem, stwierdzam, że jest nadal bardzo aktualny. Do dziś pomimo, że proces kanonizacyjny bł. Jerzego jest już na końcowym etapie, nie poznaliśmy wielu z sygnalizowanych przeze mnie, utajnianych historii związanych z księdzem Jerzym. Nadal zamilczane są świadectwa wielu bezpośrednich świadków i trwa specyficzna polityka przeczekania i zamilczania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że prawdziwa, nieretuszowana historia życia, posługi i dzieła bł. Jerzego nadal jest niewygodna (groźna?) dla wielu stron. Czy ktoś tu czegoś się boi?… Kto?