W roku akademickim 1979/80 z moją koleżanką Ewą, z klasy liceum Kołłątaja byłyśmy już na 3 roku. Ona na medycynie, a ja na ogrodnictwie. W poprzednim roku od jesieni chodziłyśmy na spotkania do Jezuitów na Rakowiecką, do starszego ojca, prawdopodobnie Paciuszkiewicza? Ale po wakacjach Ewa, widoczniej przeczuwając co może ją spotkać u św. Anny, zaproponowała abyśmy się tam przeniosły. Ewa trafiła do ks. Jerzego, a ja do ks. Marka Szumowskiego. Nasze spotkania odbywały się w pomieszczeniu za głównym ołtarzem, a na Jej wchodziło się schodkami od wewnętrznego dziedzińca, do takiej nie za dużej salki. Szczęśliwie dla nas te spotkania były w ten sam dzień tygodnia i o tej samej porze, więc wspólny powrót był gwarantowany. ​

Kiedy wychodziłam ze swoich spotkań zahaczałam o Ewę i w ten sposób miałam też styczność z osobami z tego środowiska medycznego i oczywiście z ks. Jerzym. Nie pamiętam już kto tam jeszcze bywał, ale na pewno studenci medycyny i pielęgniarki. Już wtedy ksiądz był bardzo lubiany i szanowany. Pamiętam, że co jakiś czas ktoś z przyszłych lekarzy dostawał słuchawki lekarskie od księdza i Ewa też się takich doczekała… ​

Nie jestem pewna czy to już wtedy, czy dopiero na Żoliborzu odprowadzał nas pod dom Wojtek Bąkowski. Miło wtedy gawędziliśmy. Odprowadzana byłam najpierw ja, bo mieszkałam po drodze, a potem szli pod dom Ewy. Bardzo Wojtka lubiłam, kulturalny, przemiły człowiek. ​

Po semestrze zimowym, od 13 marca 1980 r. byłam na prowincji, na praktyce półrocznej w okolicach Błędowa… W kolejnym semestrze zimowym 1980/81 ksiądz Jerzy i jego studenci byli już w parafii św. Stanisława na Żoliborzu… ​

Spotkania odbywały się w mieszkaniu księdza i mnie pozwolono też tam bywać… Pamiętam, że przychodzili tam też inni studenci mojego wydziału (Ogrodniczego SGGW). Ksiądz Jerzy wtedy już opiekował się też robotnikami z Huty Warszawa.  ​

Spotkania odbywały się w soboty wieczorem. Kończyły się późno, na tyle późno, że czasami wracaliśmy z Ewą i Wojtkiem ok. północy, albo niewiele wcześniej. ​

Ksiądz Jerzy nazywany przez nas Szefem, zapraszał na spotkania różne ciekawe osoby. Na jednym z pierwszych poznałam Seweryna Jaworskiego, a kiedy indziej był prof. Bida? z Teatru Wielkiego i Jego studenci,  np. słynny później Bogusław Morka. Jeśli nie było gości, to był przecież ksiądz i spotkania też były bardzo ciekawe. Ksiądz już od czasów św. Anny kupował duże ilości pysznych pierników, wielkości dłoni, takie w kształcie serca. O ile  dobrze pamiętam czasem były w kilku smakach, a czasem tylko miętowe. Pochodziły z cukierni z ul. Piwnej, gdzie od jakiegoś czasu znajduje się gruzińska restauracja Argo, którą teraz czasem odwiedzam… Te serca były naszym deserem do herbaty serwowanej na każdym spotkaniu.  ​

Czasem uczyliśmy się śpiewać pieśni, np. patriotyczne, jak Pieśń Konfederatów Barskich, a na zakończenie spotkania śpiewaliśmy piosenkę Panience na dobranoc… Trzymaliśmy się wtedy za ręce i kołysaliśmy w rytm tej pięknej kołysanki. ​

Zdarzało się, że spotkania odbywały się też w różnych prywatnych domach. Nie pamiętam teraz gdzie miało miejsce spotkanie Andrzejkowe, bodajże u sióstr z Anina, ale pamiętam jak laliśmy wosk. Ksiądz Jerzy wylał sobie coś na kształt Afryki. Przyznał wtedy, że hierarchowie chcą wysłać Go w świat i on się zastanawia, twierdził, że nie ma ochoty na wyjazd.  Innym razem byliśmy w przesympatycznym domu na ul. Fontany u Wojtka Zgliczyńskiego. Rodzice Wojtka, skądinąd przystojnego młodzieńca, bardzo miło nas przyjęli i może dlatego tak zapamiętałam  tę wizytę. ​

Gdy nadchodził Nowy Rok, a właściwie Sylwester, to zaproszono nas do innego przemiłego domu na Gen. Zajączka. Wydaje mi się, że do państwa Janiszewskich, albo do samej pani Janiszewskiej, która była lekarką księdza i mieszkała z synami.  Ksiądz umówił się z nami, że o godz. 24 odprawi Mszę św. a dopiero później będzie toast i życzenia. Nie pamiętam czy był wtedy Wojtek Bąkowski, ale mógł tam być Bogdan Budzyński, przyszły mąż mojej koleżanki Ewy. ​

Z osób, które wówczas przychodziły na spotkania pamiętam, że była Maryla, prawa ręka księdza Jerzego, była chyba Elwira, były siostry z Anina, przychodziła Ania [Grawschtain], (nazwisko, prawdopodobnie inaczej się pisze)  ze swoim bratem, albo narzeczonym - ona była z młodszego roku mojego wydziału. ​

Jedyną pamiątką tamtych spotkań jest przechowywany przeze mnie do dziś plakat Solidarności, na którym podpisali się wszyscy obecni i dzięki temu mogę dziś przywołać z niepamięci parę kolejnych osób i ich nazwiska. To ksiądz miał te plakaty i kiedyś je rozdał nam na spotkaniu i zaproponował abyśmy się na nich podpisywali i potem zabrali je ze sobą. Na plakacie widnieje data 20 grudnia 1980 r. Ciekawe kto jeszcze ma taki plakat…? ​

Po rozłożeniu plakatu widzę następujące  nazwiska, niestety nie wszystkie czytelne: ​

Ewa Kuchcińska; Anka Wiriscikowska?; Małgorzata Obolewicz; J. Janiszewski (może tylko autor plakatu?); Mirek Janiszewski; Anka Skratelińska; Tomasz Kawiak? Karak?; Piotr Wnukowski; Renata Włodnyk?; Maurycy ~~~~~~?; Dorota Kuchcińska;  Jerzy Bida; Anna Czyżewska; Elżbieta Murawska; A. Nolikowska; J.Agnieszka Wołejko; Maria Czyżewska; H. Szcz~~~~~~?; Baśka Skwateńska?; Małgorzata Zatawa??; Magda Świąder; Wojciech Zgliczyński; Ewa Tymosiak; Regina Chmielewska; Grażyna Biernacka; Wojciech Bąkowski. ​

I jest tam oczywiście podpis księdza Jerzego! ​

Niestety, po tylu latach niektóre nazwiska uleciały z pamięci i już nawet się nie kojarzą z konkretną osobą.  Niech pozostaną w tym świadectwie…