Pragnę podzielić się krótkim świadectwem mojej przyjaźni z bł. Ks. Jerzym Popiełuszką. Kiedy zamordowano ks. Jerzego, miałam 3 lata. Z tego czasu pamiętam przewijające się przez usta rodziców trzy nazwiska: Wojtyła, Wyszyński i Popiełuszko. Nasi rodzice opowiadali o nich jak o bohaterach. Pamiętam z dzieciństwa czarno białą książkę, na której okładce była trumna ks. Jerzego i duży napis Popiełuszko. Moja starsza siostra, młodszy brat i ja wzrastaliśmy w tym duchu. Moja rodzina jest wierząca, tata jest zakrystianinem i często w naszej wiosce dokuczano nam z powodu wiary "przezywając" tatę i brata Popiełuszko. Ale to nas nie zrażało a nawet zachęcało do poznawania postaci ks. Jerzego. Tak więc rosłam w obecności ks. Jerzego. Był ze mną zawsze, odkąd pamiętam. Prosiłam Go o wsparcie w różnych intencjach, był ze mną, kiedy wyjeżdżałam do zakonu jest i teraz. Pomógł mojemu bratankowi Wojtusiowi zmagać się z wrodzoną chorobą. Kolejne pokolenie mojej rodziny zaprzyjaźniło się z naszym błogosławionym. Jest ciągle wzywany w rodzinie.  Odczuwam Jego obecność w moim życiu, w życiu naszej rodziny. Rosłam z nim i teraz kiedy mam 40 lat, mogę nadal powiedzieć, że ks. Jerzy był od zawsze, jest i będzie. Spełniły się słowa Jana Pawła II, który powiedział:

„Oby z tej śmierci wyrosło życie tak jak z krzyża Zmartwychwstanie".