Warszawa, czerwiec 2019 r.

Wypełniając jedno z podstawowych zadań Misji bł. księdza Jerzego, do których należy gromadzenie świadectw przydatnych w szerzeniu Jego kultu, trójka Misjonarzy w składzie Grażyna Siemion, Inna Meshkorez oraz Adam Nowosad spotkali się w czerwcu 2019 roku z trzema siostrami Szarytkami, które w październiku 1984 roku ubierały ciało księdza Jerzego przed złożeniem Go do trumny. Zdarzenie to miało miejsce w białostockim prosektorium. Aniela Niemiec, Barbara Lisowska i Maria Bereza, były wówczas młodymi siostrami Zakonu Sióstr Miłosierdzia i z założenia zajmowały się głównie opieką nad małymi dziećmi. Jednak Opatrzność Boża sprawiła, że to właśnie im przypadła w udziale misja która, jak się okazało odcisnęła na ich życiu trwały ślad. W klasztorze sióstr przy ulicy Tamka 35 w Warszawie. Siostry, które obecnie pełnią posługę w warszawskiej filii zakonu, podobnie jak i my uważają, że nic nie dzieje się przypadkiem. Spotkanie zaczęliśmy więc od pytania - w jakich okolicznościach dotarła do nich wiadomość o czekającym je zadaniu.

Siostra Barbara Lisowska wspominała, że kiedy wróciła do domu zastała wiadomość, o prośbie Kanclerza, księdza Cezarego Potockiego, żeby kilka sióstr w trybie pilnym przybyło do Kurii. Okazało się tylko trzy spośród wielu sióstr mogły podjąć się tego zadania. Kiedy już dotarły one na miejsce zostały poinformowane przez Kanclerza, że potrzebni są świadkowie, a dodatkowo przyjdzie im ubrać ciało księdza do Trumny. Siostry początkowo miały wątpliwości, czy podołają, czy nie będą z tego powodu prześladowane. Siostra Barbara wspomniała, że już wcześniej były poddawane zastraszaniu z powodu swojej postawy sprzeciwu wobec zła dziejącego się w państwie. Ksiądz Kanclerz jednak nalegał argumentując, że otrzymał takie polecenie z Kurii warszawskiej i w zasadzie nie ma nikogo, kto mógłby poradzić sobie z tym zadaniem. Na ostatecznej zgodzie sióstr zaważyły chyba dopiero załzawione oczy obecnego tam przyjaciela księdza, pana Jacka Lipińskiego, który przejęty całą sytuacją nie krył wzruszenia. Siostra Anna dodała, że właśnie ten widok, twardego mężczyzny ocierającego oczy sprawił, że postanowiły stawić czoła trudnemu przecież wyzwaniu.

Nasunęło się nam w tym miejscu skojarzenie, że podobnie było i z księdzem Jerzym, kiedy poszukiwano chętnego do odprawienia mszy św. w Hucie Warszawa. Pomimo obecności kilku księży posługujących w parafii św. Stanisława Kostki, tylko On podjął się zadania. Ponieważ my katolicy nie wierzymy w przypadki zgodnie uznaliśmy, że i w przypadku sióstr taka najwidoczniej była Boża wola.

Siostry wspominały, że kiedy jechały do Kurii, widziały na ulicach Białegostoku samochody z fotografiami księdza Jerzego umieszczonymi na szybach. W mieście panowało już ogólne poruszenie. Ludzie zaczęli gromadzić się najpierw pod Kurią, ale najwyraźniej wskutek rozchodzących się wiadomości większość z nich po jakimś czasie przeniosła się pod szpital w którym przeprowadzona była sekcja zwłok księdza.

Ze wspomnień dowiadujemy się, że siostry musiały jakiś czas czekać przed bramą prosektorium na przyjazd księży z Warszawy. Prawdopodobnie chodziło o księdza Żmijewskiego i księdza Kalwarczyka. Jak się później okazało prowadzili oni jeszcze naradę z księdzem biskupem, bowiem obawiano się że władze państwowe będą stwarzały problemy z wydaniem ciała. Najwyraźniej były to uzasadnione obawy, bo przez jakiś czas nie chciano wpuścić na teren szpitala sióstr oraz pozostałych przedstawicieli strony kościelnej. Istnieje przypuszczenie, iż obawiano się, że do oględzin i przygotowania ciała będą dopuszczone nieodpowiednie osoby.

Po godzinie 13 z minutami podniesiono jednak szlaban i siostry mogły wjechać na teren szpitala. Udały się niezwłocznie do prosektorium. Wszystko co tam widziałyśmy działo się chyba w dwóch pomieszczeniach. Trzecim była kaplica - wspomina Siostra Lisowska. Pamięta, że czekały w pierwszym pomieszczeniu oddzielonym od głównej sali korytarzem. W tej głównej sali były lodówki rozmieszczone na całej ścianie. Siostry widziały, że były tam też zgromadzone osoby przeprowadzające sekcję. Pomimo, że nie od razu wpuszczono je do tego pomieszczenia, to jednak mogły wszystko obserwować przez drzwi. Widziały i zapamiętały moment, kiedy odsłonięto białe płótno, którym okryte były zwłoki księdza Jerzego. Ukazał się im straszny widok. Na tyle przerażający, że siostra Barbara zamknęła oczy i odruchowo zacisnęła palce na różańcu, modląc się intensywnie. Siostry dostrzegły skrwawioną głowę i skrwawione nogi od kolan w dół. Siostra Barbara pamięta, że nieopodal stołu sekcyjnego stało krzesło na które osunął się bezwładnie jeden z młodych ludzi asystujących przy sekcji. Wyprowadzono go z sali, a całe to zdarzenie wzbudziło w siostrach jeszcze większy lęk.

Do pomieszczenia w którym przeprowadzono sekcję, siostry mogły wejść dopiero po jej zakończeniu. Zgromadzonych tam osób nikt im nie przedstawiał, ale siostra Barbara zapamiętała profesor Byrdy, która zwróciła się do niej z jakimiś uwagami, czym dodatkowo wzbudziła lęk. Zobaczyły ciało księdza, które było zwrócone w ich stronę głową. Widziały jak dwóch panów ubranych w białe kitle usiłowało uczesać włosy księdza. Kiedy podeszły bliżej od razu uprzedzono je, że nie wolno już dotykać włosów, a tym bardziej zmieniać układu twarzy. W tej atmosferze presji i pod czujnym okiem obserwatorów, siostry przystąpiły do zleconych im czynności.

Siostra Aniela wspomina, że widok jaki zastała, pomimo całej grozy skojarzył się jej z pięknym, choć umęczonym obliczem świętego człowieka. Ciało sprawiało wrażenie nietkniętego rozkładem na jaki wskazywal upływ czasu i fakt, że miało ono przebywać przez wiele dni w wodzie. Pomimo zakrwawień i sińców, było wręcz jędrne.

Siostry opisały kolejno czynności jakie wykonały, by przygotować ciało księdza i ubrać je w liturgiczne szaty. Zapamiętały, że ksiądz pomimo pośmiertnego stężenia zwłok swobodnie poddawał się kolejnym zabiegom. Zapamiętały i taki fakt, że pomimo kilkukrotnych prób ułożenia rąk na piersiach, ksiądz opuszczał je na wzór ukrzyżowanego. Siostry uznały to za wymowny znak, jednoznacznie kojarzący się ze zdjęciem z krzyża. Wspomnienie tych czynności wyraźnie poruszało siostry, widać było, że silnie odcisnęły się one w ich pamięci.

Poruszająca jest relacja siostry Barbary Lisowskiej, której przypadła w udziale czynność upiększenia wyglądu twarzy, na tyle, żeby można ją było okazać cierpiącej matce. Wbrew zakazowi zaczęła od uczesania włosów. Zauważyła, że na parapecie leży grzebień i bez pytania o zgodę sięgnęła po niego i natychmiast zaczęła poprawiać układ włosów. Spowodowało to oczywiście gwałtowną reakcję obecnych przy sekcji osób, ale siostra nie zważając na uwagi dokończyła tę czynność. Niepostrzeżenie zebrała z grzebienia skrwawiony pukiel włosów i schowała go do kieszeni. Korzystając z zamieszania do drugiej kieszeni schowała także sam grzebień, zachowując w ten sposób obie relikwie. Okazało się później, że ten grzebień należał do księdza. Siostra wspomina, że prof. Byrdy poleciła jej użycie szminki i pudru, ale po uwadze, że „dostatecznie już go pomalowaliście” odmówiła tej czynności. Polecenie upudrowania oblicza wydano więc któremuś z pielęgniarzy. Wykonał on je na tyle nieporadnie, że trzeba jednak było usunąć sporo tego pudru.

Niezwykle poruszającym wspomnieniem siostry jest szczegół dotyczący próby uporządkowania oczodołów, a konkretnie powiek księdza Jerzego. Kiedy usiłowała poprawić ich układ, uchyliła na moment jedną z nich i ku swojemu zdziwieniu z przerażeniem stwierdziła, że nie ma pod nią oka.

Oczywiście raczej nie dowiemy się z oficjalnego protokołu sekcji, czy ksiądz miał czy też nie miał obojga oczu. Siostra twierdzi, że pod jedną z powiek widziała jedynie krwawą maź. Jeśli do tego dołączymy opublikowaną w mediach relację Jacka Lipińskiego, którego zadaniem było ustalenie tożsamości zwłok księdza na podstawie jego uzębienia, to nieodparcie to co zrobiono z księdzem, musi kojarzyć się z tzw. mordem rytualnym. Z opisu przedstawionego przez Jacka Lipińskiego wynika, bowiem, że ksiądz nie miał także języka. W jamie ustnej była miazga przypominająca efekt działania wiertarki z drucianą szczotką. Oczywiście próbowano później tłumaczyć, że język został pobrany do badań. Tylko większą wiarę wypada dać opisowi hutnika obeznanemu z efektem użycia okrągłej szczotki do metalu niż opowieściom, że to chirurg tak nieumiejętnie posłużył się skalpelem. Siostry zgodnie oznajmiły, że widok umęczonego ciała księdza Jerzego jednoznacznie kojarzył się im ze znanym opisem męczeństwa św. Andrzeja Boboli.

Z opisu czynności jakie siostry przeprowadziły w prosektorium, warto wspomnieć jeszcze o kolejnej relikwii, której losów niestety nie znamy. Chodzi o płótno w które zawinięte było ciało księdza Jerzego. Wiadomo tylko, że takie płótno było i, że powinno ono być zachowane, bo przecież były na nim istotne dla badań ślady krwi oraz innych wydzielin. Możliwe, że je zniszczono, ale równie dobrze z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że któraś z obecnych tam osób zachowała to płótno. Może jeszcze kiedyś i ta tajemnica ujrzy światło dzienne? Tak się przecież stało z materiałami pobranymi do badań histo i patomorfologicznych. Dziś już wiemy, że jeden z badających je lekarzy, pomimo grążących mu sankcji zachował część z nich, w tym tkanki serca i ampułkę z krwią i przekazał je władzom kościelnym.

Historia tych relikwii sama w sobie jest na tyle pasjonująca, że warto by jej przy innej okazji poświęcić osobną relację. Jednak jest ona dość dobrze już opisana i zebrane są świadectwa, zarówno doktora Szrzeżyńskiego oraz osób poświadczających ich przejęcie. Tu o tyle trzeba o tym fakcie wspomnieć, że jedna cząstka, bodaj najcenniejsza - część tkanki serca księdza Jerzego, jest do dziś przechowywana w warszawskim klasztorze Sióstr Szarytek.

Siostra Aniela wspomina jeszcze, że spotkanie z umęczonym ciałem księdza Jerzego porównuje do spotkania z ciałem samego Chrystusa zdjętym z krzyża. Na pytanie czy i jaki pozostawiło to ślad w jej życiu bez wahania stwierdziła, że ten fakt odmienił je, tak jak potrafi odmienić je Jezus Chrystus. Podobne świadectwo zadeklarowały wszystkie trzy siostry obecne przy ubieraniu zwłok księdza.

Z innych ciekawych świadectw warto przytoczyć jeszcze kilka innych mało znanych faktów. Podczas kiedy siostry zajmowały się ubieraniem księdza Jerzego, przed prosektorium zaczęli gromadzić się ludzie. Do wnętrza dobiegały odgłosy pieśni patriotycznych i kościelnych jak „Boże coś Polskę”. Siostra Aniela zaciekawiona tym co się dzieje, odsłoniła na moment żaluzje jednego z okien. Ten odruchowy gest miał swoje doniosłe konsekwencje, bowiem to właśnie wtedy ktoś z tłumu zgromadzonych przed prosektorium osób, zdołał zrobić kilka zdjęć zdjęć. W ogólnym zarysie było widać na nich umęczone ciało księdza. Zdjęcia te obiegły światowe media, poruszając sumienia opinii publicznej w wielu krajach świata. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się jeszcze o innych fotografiach, które wykonano w prosektorium. Oprócz tych oficjalnych które stanowiły dokumentację sekcji, zdjęcia wykonał też ksiądz Żmijewski.

Oczywiście obecni tam funkcjonariusze gwałtownie protestowali i zarządali oddania aparatu, ale księdzu udało się mimo to wykonać kilka zdjęć i niepostrzeżenie wyjąć kliszę. Ksiądz Żmijewski świadomy zagrożenia pod jakimś pretekstem wyszedł na chwilę z sali sekcyjnej, a kiedy powrócił, szepnął do siostry Barbary, że klisza jest już bezpieczna. Prawdopodobnie zaniósł ją do kaplicy i przekazał którejś z obecnych tam osób - być może, co wydaje się wysoce prawdopodobne, dał ją obecnemu tam biskupowi, lub komuś z Kurii warszawskiej. Ksiądz zapewnił siostrę, że klisza będzie bezpiecznie dostarczona do Rzymu. Historia tych fotografii po dziś dzień nie jest jasna. Jedno jest pewne, że trafiły one do jednego z francuskich wydawnictw i podobnie jak te pierwsze też zostały opublikowane w światowej prasie. Najprawdopodobniej to właśnie księdzu Żmijewskiemu, który wykonał zdjęcia jeszcze przed zabiegami kosmetycznymi zawdzięczamy straszny, ale przecież autentyczny widok zmasakrowanego oblicza męczennika za wiarę.

Siostra Barbara opowiedziała nam też jaki był los relikwii skrwawionych włosów, które udało się jej wynieść z prosektorium. Jak się dowiadujemy trafiły one w kilka rąk, w tym jeden z włosów siostra ofiarowała Mamie księdza Jerzego, a jak się okazało spory ich pukiel trafił też do księdza Czesława Banaszkiewicza, kapłana który wraz z księdzem Jerzym pełnił posługę w parafii „Dzieciątka Jezus” na warszawskim Żoliborzu.

Na zakończenie spotkania udaliśmy się wszyscy do przepięknej klasztornej kaplicy na Mszę świętą. Po mszy Siostry umożliwiły nam ucałowanie relikwii w tym bezcennej relikwii serca księdza Jerzego i nieoczekiwanie wysłuchaliśmy dwóch pięknych świadectw o księdzu, które siostry uważają za absolutnie wiarygodne.Chodzi o to, że ksiądz w niezwykłych okolicznościach ukazał się dwóm osobom.

W jednym przypadku ksiądz rozwiał wątpliwości siostry konającej na raka. Okazało się, że lekarka opiekująca się chorą zamówiła w jej intencji mszę u księdza Jerzego. Siostra bardzo chciała mieć pewność, że ksiądz tę mszę odprawił. Kiedy tak intensywnie o tym rozmyślała w drzwiach jej pokoju pojawił się sam ksiądz Jerzy i wyraźnie powiedział „proszę siostry Mszę świętą odprawiłem” i… tak, jak nieoczekiwanie się pokazał, tak zniknął.

W drugim przypadku ksiądz miał odwiedzić starszą panią której pomagał za życia. Staruszka źle się czuła tego dnia i zamiast pójść na poranną mszę, zrobiła sobie rano herbatę i położyła się na kanapę. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi, ale postanowiła nie wstawać. Pukanie jednak nasilało się i wtedy spytała kto tam? W odpowiedzi usłyszała „ksiądz Jerzy - ale proszę nie otwierać, tylko proszę zakręcić kurek gazu”. Jak się okazało kurek nie był zakręcony… Wszystko to oczywiście działo się już po śmierci księdza Jerzego, a świadectwa te są uważane w gronie sióstr za pewne i potwierdzone przez wiarygodne osoby…

Spotkanie z Siostrami Miłosierdzia było dla nas Misjonarzy niezwykłym przeżyciem. Przez kilka godzin mogliśmy obcować z poruszającymi świadectwami, wygłoszonymi w atmosferze zabytkowego klasztoru. Wymowy tych świadectw nie można w pełni oddać suchą relacją. Słuchając Sióstr mogliśmy wczuć się w pełną grozy atmosferę tamtych czasów i wyobrazić sobie wszystko to co się tam wtedy działo. Obserwowaliśmy też, że pomimo upływu kilku dziesięcioleci, wszystko to o czym mówiły siostry ciągle wywołuje u nich silne emocje - które oczywiście udzielały się też słuchającym. Pomimo, że niektóre fragmenty wspomnień sióstr były już wcześniej publikowane, to pozostajemy w przeświadczeniu, że to co usłyszeliśmy na spotkaniu, a co w wielkim skrócie tu przedstawiamy, stanowi wartość samą w sobie.

Trudno nie wspomnieć przy tej okazji, że nieoczekiwanie odnaleźliśmy też kolejny dom księdza Jerzego. Miłość jaką jest tam otoczony jednoznacznie dowodzi, że jest On tam u siebie. Jest to jeszcze jeden z powodów dla których warto odwiedzać klasztor przy ulicy Tamka 35. Warto tam zaglądać choćby i po to, żeby posłuchać wspomnień sióstr, ale taże żeby wesprzeć siostry Szarytki w ich codziennej służbie miłosierdzia, którą niestrudzenie pełnią one od kilkuset już lat.

Opracował, wg. zapisu z nagrania dźwiękowego sporządzonego przez Innę Meshkorez

Adam Nowosad.

PS.

Tak jak wspomniano w pierwszym akapicie, że nic nie dzieje się przypadkiem, tak i tym razem jesteśmy przekonani, że do spotkania z siostrami, jakkolwiek niedorzecznie by to zabrzmiało, doszło z inicjatywy samego księdza Jerzego. Jakkolwiek niedorzecznie by to zabrzmiało. Jakiś czas temu po zakończeniu oprowadzania pielgrzymów po Muzeum księdza Jerzego podeszła do mnie siostra, która na zasadzie wyjątku dołączyła do grupy już po zakończeniu wpuszczania zwiedzających. Kiedy spytałem, czy też jest z tej grupy powiedziała, że nie ale jest z Białegostoku i bardzo zależało jej żeby tego dnia zwiedzić Muzeum. Bardzo szybko dowiedziałem się, że że siostra Anna Haponik jest z tego samego zakonu co siostry, które ubierały księdza Jerzego do trumny. Oczywiście natychmiast poprosiłem o kontakt z siostrami i po jakimś czasie uzyskałem zgodę na spotkanie.